Są takie rzeczy, których wygodne przechowywanie spędza nam sen z powiek.
W moim przypadku tak było z bielizną. Na bieliznę kobiecą składa się wiele różnych, małych elementów. I nie w tym nic złego, jednak jak je przechowywać, żeby po dwóch dniach od sprzątnięcia wszystko nie latało z powrotem po szafce?
Rozmawiając z klientkami, okazało się, że one również mają bardzo podobny problem. Umówmy się majteczki czy staniki są znacznie mniejsze niż wełniany sweter i znacznie łatwiej przemieszczają się z miejsca na miejsce. W rezultacie prowadzi to do bałaganu w szafie.
Nie wiem jak wy, ale u mnie pewne tematy muszą dojrzeć i tutaj było podobnie. Swoją bieliznę trzymałam w specjalnie przygotowanych szufladach z małymi przegródkami w wielkiej szafie. To nie było to. Przez dłuższy czas nie miałam na to pomysłu. Daleka jestem również od kupowania pudełek do szuflad. Decluttering w swojej istocie powinien prowadzić do zmniejszenia ilości rzeczy w naszym domu. Zatem trzeba było poszukać innego rozwiązania. Przeczytajcie historię mojej bieliźniarki-czyli jak dałam drugie życie staruszkowi.
Jak szafka po dziadku stała się bieliźniarką
Jakiś czas temu robiłam z klientką decluttering mieszkania po jej dziadku. Mieszkanie było pełne starych mebli, które zostały wystawione na sprzedaż. Stara komoda z zaokrąglanymi bokami (nieco w stylu art- deco), nie dawała mi spokoju. Szczęśliwie dla mnie jako jedyna nie znalazła nowego właściciela.
Pomyślałam sobie, że chyba jest mi pisana. Po powrocie do domu mąż zapytał, gdzie chciałabym, ją wstawić. W tamtym momencie miałam pustkę w głowie. Trafiła do garażu.
Jednak już po kilku dniach przed staruszkiem malowała się świetlana przyszłość. Po zdarciu starego i bardzo brudnego lakieru wyszło sporo ubytków. Wnętrze również nie było pierwszej świeżości. Zapadła decyzja, że po zwężeniu stanie w naszej sypialni i będzie bieliźniarką.
Staruszek został skrócony o ok. 15 cm od tyłu. Dzięki temu najgorsze ubytki zniknęły. W pozostałych przypadkach nauczyłam się używać wosku. Ratowanie forniru pochłonęłoby niewspółmierne koszty, do wartości szafki, dlatego po dokładnym wyszlifowaniu, pomalowałam go na kolor popielaty. Wnętrze zostało wypełnione 5 szufladami, w których każdy z elementów damskiej garderoby znalazł swoje miejsce.
Dzisiaj cieszy moje oko każdego dnia. Stary, zniszczony i niechciany przez nikogo u mnie znalazł dom.
Czy odnawianie starych mebli jest trudne?
Tylko na początku się tak zdaje. Pierwsze pytanie pojawia się, gdzie to zrobić. Ja mam garaż i zawsze z niego korzystam, ale kiedyś tak nie było. Dlatego używałam do tego balkonu. Nie ma co ukrywać, są to często brudne prace. Zawsze coś trzeba zeszlifować, potem malowanie, składanie. Z biegiem lat nauczyłam się to robić nie tylko w miarę czysto, ale i używam materiałów, które nie śmierdzą, co również jest niezwykle istotne. Do tego stopnia, że prezent dla mojej córki-stara skrzynka (szlifowanie, malowanie i klejenie), robiłam w kaszmirowym swetrze. I zaufajcie mi nikt na tym nie ucierpiał.
Często słyszę, skąd masz na to pomysły. Mogłabym powiedzieć, że same wpadają do głowy. No cóż, nie do końca tak jest. Google, instagram bombarduje nas zdjęciami pięknych przedmiotów. Zawsze coś zostaje w głowie, co w rezultacie układa się w ostateczny wynik. Warto próbować odnawiać stare meble. Dlaczego? Nie ma co ukrywać, współczesne meble dobrej jakości są bardzo drogie, pozostałe hmmm. Polemizowałabym z tą jakością. Opisywany mebel był meblem rzemieślniczym, czyli potocznie podróbą czegoś drogiego. Jednak mimo to nie znalazłam tam jednego kawałka dykty, mdf czy sztucznej okleiny. Kiedyś po prostu inaczej robiono meble. Zresztą przetrwał 60 lat. Czy nasze obecne tyle dadzą radę? Miejmy nadzieję. Pozostaje też wątek ekologiczny. Jeżeli będziemy używać tych przedmiotów, które już są wyprodukowane, nie będzie trzeba produkować nowych w takiej ilości.
Meble odnawiane, to często meble rodzinne. Co już wnosi wartość dodaną. Pamiątka rodzinna, wspomnienia. Coś, co obecnie jest niezwykle cenne. Dzięki odrobinie wysiłku można mieć porządny mebel, który przypomina nam o pięknym czasie, a jednocześnie jest bardzo funkcjonalny.
Moja nowa bieliźniarka
Po kilku tygodniach spędzonych w garażu, zrobieniu szuflad z formatek kupionych w Liroy Merlin JEST. Gdy wchodzę do sypialni, gdy budzę się rano, widzę właśnie ją. Moją piękną bieliźniarkę. W środku są niewysokie szuflady. Każda na inną część garderoby. Szuflady są na tyle niewysokie, że zawartość, nie przemieszcza się oraz nie wypada. Z zewnątrz są popielate, natomiast w środku zostawiłam naturalny kolor sklejki, żeby było odczucie świeżości. Po bokach z uwagi na obłe wykończenia zostawiłam po dwie półeczki na inne niesklasyfikowane przedmioty.
Powinnam tu opisać, że kupiłam specjalne przegródki, żeby majteczki się nie mieszały. Nie zrobię tego, ponieważ uważam, że ilość przedmiotów w moim domu jest wystarczająco duża, żeby tę kolekcję powiększać. Nie zapominajcie, że moim głównym celem jest odgracenie i decluttering przestrzeni nie tylko moich klientów, ale również mojej.
Czy Wy również macie podobne przedmioty w domu? Pochwalcie się, pozdrawiam